Ale...

o co chodzi?
  •       „Nie tworzę prac wybitnych, mam świadomość własnej niedoskonałości i popełnianych błędów, nie oczekuję więc pochwał i wysokich not.
    Wystawiam fotografie.
          Chcę podzielić się swoim spojrzeniem na Świat i cieszyć radością innych z ich oglądania. Życzę sobie stałego twórczego niezadowolenia z wykonanych zdjęć. Dlaczego? Bo tylko ono jest gwarancją robienia coraz lepszych.”
  • za Hardnut'em

Archiwum[spis treści]

ostatnie komentarzenajczęściej komentowane
  1. Didimos — Podoba się. Indie mnie pociągają i jednocześnie się ich boję. Takich Indii boję...
  2. Didimos — Pierwsze Twoje kolorowe, które do mnie gada.Pewnie przez ten szalony bokeh. Yes, I know...
  3. Sukesh — All the best
  4. Julia — Bardzo podobają mi się podobają zdjęcia zawarte na filmie, aż serce rusza. Pozdrawiam...
  5. Franek — Uwielbiam Pana zdjęcia, są po prostu świetne. Od wielu lat śledzę tego bloga i staram...
  6. Tomek — Miejsce niemal idealne. Zdjęcie super.
  7. Anettt — Świetne jest.
  8. Bartosz — Dziękuję :) Miło mi to czytać :)
  9. Piotr — I tego właśnie szukam w fotografii. Zachwytu nad drobiazgami. Cz/b takiego efektu by...
  10. Bartosz — Już niedługo na blogu :)

Zobacz wszystkie...

SŁOWA KLUCZOWE

Poniedziałek, 07 Lutego 2011

Incredible India!

trochę tekstu, wyprawa, Indie, akt, strobist
     I wróciliśmy. Całe trzy tygodnie spędzone wakacyjnie na południu Indii. Tak, tak — tym razem wakacyjnie a nie fotograficznie, co nie oznacza, że nie przywieźliśmy zdjęć.
Jednak pierwszy wpis po powrocie chciałem zacząć od podziękowań (w kolejności spotkania na naszej trasie):
  • Ajay & Tarun — owners of Truly India Travel. Guys, it?s an honor to be yours friend. I know, you do not like this word, but I have to write it — thank you, thank you very much. For every moment spent with you, long discussions (Tarun — I love your joke? radio station; Ajay — we very appreciate you decided to share with us by yours knowledge and wisdom; you can be the greatest Baba ever!), help in travel, wonderful cooking and great dinners in yours flat. You are the greatest! Give the hug to Buddi Mann — mostly I had no idea what he was talking to me but his positive vibrations were amazing and it was impossible to stay serious and unhappy in his company.
  • Małgorzata i Grzegorz — dziękujemy za miłe chwile, wieczornego drinka na klifie w Varkali i za podwózkę do Allappey. To niesamowite poznać rodaków w takim miejscu. Do tego tak sympatycznych. Powodzenia w Waszych planach zamieszkania w Kochi!
  • Natasza i Biju — dziękujemy za przygarnięcie nas pod Wasze skrzydła w Allappey w fenomenalnym Bella City Home Stay, za dzielenie się z nami Waszą wiedzą i naładowanie nas pozytywną energią, która otacza Wasz wspaniały dom. Trzymamy za Was kciuki, w Waszej batalii zakupu domu! PS. Podrapcie, proszę, za mnie Jacko za uszami.
  • Rakesh — jesteś dla mnie największym zaskoczeniem tego wyjazdu. Gdy usłyszałem z Twoich ust doskonałą polszczyznę stanąłem jak wryty. Dziękujemy za podzielenie się z nami całą masą delhijskich trików (w szczególności świetnych knajpek oraz najcudowniejszej słodkości, jakie kiedykolwiek jadłem — gajar ka halva — „chałwa marchewkowa”) w trakcie wspaniałej kolacji. Jesteś najlepszym ambasadorem, jakiego mogą mieć Indie w Polsce! PS. Powodzenia z Hotelem Sopot! Mamy nadzieję, że niedługo będziemy mogli się w nim zatrzymać.

     Podziękowania należą się również całej rzeszy ludzi, którzy w parze białasów widzieli ludzi a nie tylko portfele, z których można wyciągnąć pieniądze. Osób takich było wiele i bez ich pomocy życie byłoby znacznie trudniejsze. Wiem, że nie przeczytają tych słów, ale muszę powiedzieć DZIĘKUJĘ.
     Jednak z tej rzeszy osób chciałem szczególnie podziękować Bardzo Ważnemu Panu z Varkali, Suchiemu z Fort Cochin, ekipom z Golden Cafe i Papryczek, Sikhowi z gurudwary Bangla Sahib, Anthonemu i jego uroczej żonie.

     Szczególnie chciałem podziękować Izoo, za cudowne wakacje i dzielenie ze mną trudów podróżowania. I za to, że dzięki Niej zobaczyłem miejsca i rzeczy, na które będąc sam, nigdy bym się nie zdecydował.

Incredible India?
Zdecydowanie! Zobaczyłem delfiny, surfowałem na falach, w styczniu kąpałem się w ciepłym morzu, leżałem na hamaku pod palmami, włóczyłem się z Izoo po czerwonych klifach, objadałem rybami pieczonymi w piecu tandoori, widziałem kalaripayatu i kathakali, jechałem tłocznym lokalnym autobusem, marzłem w Delhi, próbowałem cudownych potraw, w ciszy kontemplowałem atmosferę Lotus Temple a otoczony głośnymi modlitwami w gurudwarze znalazłem spokój, wściekałem się w Old Delhi, by chwilę później bawić się z dzieciakami w zaułku rzemieślników.
Incredible India. Miejsce, które stało się już integralną częścią mnie.
I za cztery miesiące tam wrócę.

A oto mapka, z poprzedniego powrotnego wpisu, uzupełniona o odwiedzone miejsca.

Poniedziałek, 07 Lutego 2011

Wehikuł czasu.

trochę tekstu, galeria, portret uliczny, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, rikszarz, Delhi, Paharganj
     Fotograficzny wehikuł czasu. Tym są dla mnie Indie. Chyba urodziłem się kilkadziesiąt lat zbyt późno, bo marzy mi się podróżowanie z aparatem, który jeszcze nie stał się symbolem turysty pstrykającego na prawo i lewo wszystko co popadnie. Spokojne włóczenie się, obserwowanie ludzi, robienie zdjęć bez pośpiechu. Portretowanie osób.
     Kilkoma zdjęcia opowiadać historię. Bez pośpiechu, nie bawiąc się w kradzież zdjęcia i szybką ucieczkę.
I Indie są dla mnie takim właśnie miejscem. Mogę bez pośpiechu odkrywać ludzi, mając ich zgodę i skupioną na mnie uwagę, budować kadr, w którym staram się uchwycić ich historię. Zamknąć w celuloidowych ramkach ich historię.

     Zaczynam pokazywanie zdjęć z wakacji. I zaczynam tradycyjnie — portretem z zamkniętymi oczami. Tak było w każdym z powrotnych wpisów (Hare Om, Baba oraz Zaczynam nieudanym) więc i tym razem nie chcę się wyłamywać.
Indie styczeń/luty 2011
źródło: www.sobanek.com
Rikszarz z Pahar Ganj. Luty 2011
Rikszarz z Pahar Ganj. Luty 2011
     Fotografię zrobiłem na najbardziej lansiarskiej turystycznie ulicy w New Delhi. Przed siódmą rano, gdy dzielnica budziła się do życia po mroźnej nocy, gdy turyści jeszcze smacznie spali a sklepy i knajpy były zamknięte, spotkaliśmy mężczyznę, który już wyglądał klientów. Na nas nie zarobił — wzdrygam się przed posadzeniem mojego tłustego białego tyłka w rikszy napędzanej siłą mięśni innego człowieka. Zrobiłem jednak zdjęcie. Wyraz jego twarzy, sposób w jaki stał przy rikszy, spojrzenie. To wszystko mnie zatrzymało. Zrobiłem zdjęcie. I nie mogę zapomnieć tego, jak bardzo mi za to dziękował.
Indie — wehikuł czasu.

Wtorek, 08 Lutego 2011

Kushti - teatr cieni.

trochę tekstu, galeria, trochę koloru, portret, cyfrowo, wyprawa, Indie, Delhi, kushti
     Będąc w Delhi nie mogłem nie odwiedzić jednej z najsłynniejszych akhar zapaśniczych w Indiach. Szczególnie, że miałem dla kushti odbitki zdjęć zrobionych podczas poprzedniego wyjazdu.
Wcześnie rano, gdy panował jeszcze półmrok a każdy nasz oddech stawał się małym obłokiem pary, wsiedliśmy z Tarunem na motor i wybraliśmy się do Starego Miasta. Kilkadziesiąt minut przebijania się przez zatłoczone ulice i znów stanąłem na schodach prowadzących na teren szkoły. Jednak po przekroczeniu progu czekała mnie niespodzianka — akhara zmieniła się diametralnie. Zniknęły zapasy w glinie, tradycyjne maczugi treningowe odeszły w zapomnienie, zmieniły się nawet stroje. Do tego ta ogromna ilość ludzi! Guru Hanuman Akhara zaczyna przypominać zwykły europejski gym. Z matą treningową, z siłownią i strojami, jaki widzi się podczas telewizyjnych transmisji zapasów. Gdzieś uleciał duch tradycji a w jego miejsce pojawiło się wrażenie, że wstąpiłem do fabryki mistrzów tej dyscypliny sportu. Nie poddawałem się, szukałem tego co przypominałoby o historii kushti. I udało mi się zrobić kilka zdjęć, które, dla mnie, obrazują to, co stało się już ginącą tradycji Indii.
Oto pierwsze, z dosłownie kilku zdjęć, które tam zrobiłem.
Znów w akharze.
źródło: www.sobanek.com
Guru Hanuman Akhara. Old Delhi.
     Czemu taki tytuł wpisu? Pozwoliłem sobie zacytować Izabelę Wojciechowską (niestety zmarłą tej zimy), która w ten sposób wyraziła się o moim podejściu do tematu. Zdefiniowała mnie jako portrecistę, nie reportera. Kogoś, kto próbuje pojedynczymi obrazami opowiadać proste ludzie historie. Zapaśnicy mieli stanowić dla mnie pewnego rodzaju teatr cieni. Nie fotografowałem tradycji czy też zwyczajów, wybierałem niewielkie fragmenty rzeczywistości wydobywane przez nikłe światło wpadające do akhary. Długo nie mogłem się z tym zgodzić. Chyba jednak Pani Izabela miała rację... Ech... Mimo, że nie znaliśmy się dobrze, to jednak brakuje mi Jej mądrych komentarzy i opinii...

A wracając do zdjęć kushti — chciałem się pochwalić: w tym roku moje fotografie będzie można zobaczyć w warszawskiej Galerii Obok ZPAF. Po powrocie otrzymałem wiadomość, że moje zdjęcia zdobyły przychylność kuratorów galerii i będą prezentowane w drugiej połowie roku!
Czuję jednak, że dopiero liznąłem temat i już niedługo wybiorę się ponownie, by w niewielkich wioskach udokumentować zapaśników — kushti. Ginącą tradycję Indii. Teatr cieni.

Wtorek, 08 Lutego 2011

Portret podróży?

trochę tekstu, galeria, portret uliczny, trochę koloru, na błonce, wyprawa, Indie, Kerala, Kochi
     Gdy przygotowywałem zdjęcia i artykuł dla magazynu FineLife doszedłem do wniosku, że najwyższy czas rozbudować swoją stronę www i przeorganizować galerie. Pojawi się dział Portret podróży — zbiór fotografii zrobionych w trakcie wyjazdów. Większość z nich powstało na zasadzie szerszy plan — zbliżenie twarzy.
Zdjęcia, które dzisiaj zamieszczam na pewno znajdą się w tym zestawieniu.
Indie styczeń/luty 2011
źródło: www.sobanek.com
W Fort Cochin
W Fort Cochin
     Dzisiejsze Kochi to założona w 1967 roku aglomeracja aktualnie dzieląca się trzy podstawowe jednostki Ernakulam, Fort Kochi i Mattancherry. I to właśnie Fort Kochi był najbardziej zadziwiającym miejscem. Enklawą kwintesencji Portugalii na południu Indii. Małe, senne miasteczko o pięknej architekturze, z wąskimi uliczkami, chińskimi sieciami rybackimi i portami. Tak bardzo odmienne od niedalekiego Ernakulam, które stanowi modelowy przykład dynamicznie rozwijającego się miasta.
     Miasto mogłoby wydawać się rajem, gdyby nie ciemne chmury przysłaniające wieczorne niebo. Chmury które nieznośnie brzęczały i gryzły. Nawet DEET niewiele pomagał. Komary, bo to o nich mowa, to prawdziwe przekleństwo tego pięknego zakątka.
     Zdjęcie zrobiłem w dzielnicy żydowskiej, gdy włóczyliśmy się z Izoo w poszukiwaniu pamiątek. I kadrów. Dla mnie Kochi, ogólnie południe Indii jest chyba najłatwiejszym miejscem dla fotografów. Ludzi są otwarci i ciekawi przybyszów. Łatwo się otwierają i chętnie pozwalają się fotografować.

Środa, 09 Lutego 2011

Kąpiel w akharze Guru Hanuman.

galeria, trochę koloru, portret, cyfrowo, wyprawa, Indie, Delhi, kushti
     Znów wracam do mojego ulubionego tematu — kushti. Uwielbiam fotografować, gdy otoczenie już mnie zaakceptuje, gdy przestaję zwracać na siebie uwagę. Gdy ludzi zaufają mi tak bardzo, że nie widzą przeszkód bym wszedł z aparatem niemalże pod prysznic. I tak było tym razem.
Tego dnia, mój szacunek dla zapaśników wzrósł jeszcze bardziej. Temperatura na zewnątrz nie przekraczała kilku stopni a woda była tak zimna, że każda kąpiel, mimo, że w hotelu, wymagała ogromnego wysiłku. A ci, jak gdyby nigdy nic, odkręcili wodę i stanęli w strugach palącego lodu...
Guru Hanuman Akhara. Old Delhi.
źródło: www.sobanek.com

Czwartek, 10 Lutego 2011

Parasol

galeria, portret uliczny, trochę koloru, cyfrowo, wyprawa, Indie, Kerala, Kochi
     Parasol (wł. „parasole” — dosłownie "słońcochron") — przedmiot chroniący przed deszczem, słońcem lub śniegiem. Składa się z dwóch części: rączki oraz usztywnionego, najczęściej o kształcie wielokąta foremnego, kawałka materiału. Pierwsze parasole były używane w starożytnym Egipcie około czterech tysięcy lat temu. W Chinach ok. 400 r. n.e. parasole wykonywane były z natłuszczonego papieru. Parasol został spopularyzowany w Europie przez Greków.
     4 maja 1715 wymyślono we Francji składany parasol. W 1752 piszący z Paryża płk (potem gen.) James Wolfe opisał ulicę pełną przechodniów używających parasoli do ochrony przed słońcem jak i deszczem i zastanawiał się dlaczego zwyczaj ten nie jest równie popularny w Anglii. Do końca XVIII wieku parasole noszono "odwrotnie", tzn. stojąc opierano się o czubek a nie o rączkę parasola.
Indie styczeń/luty 2011
źródło: www.sobanek.com
Na uliczce Fortu Kochi.
     Dobijają mnie rozbieżności w wyglądzie zdjęć na różnych monitorach. Na domowym, szerokogamutowym Eizo, skalibrowanym i oprofilowanym poprawnie, na zdjęciu tym droga ma naturalny, żółty kolor. Na laptopie żółć została zastąpiona brudną bielą... Ręce opadają... Ciekawe jak to wygląda u Was...

Piątek, 11 Lutego 2011

Madonna z Fortu Kochi.

galeria, portret uliczny, trochę koloru, cyfrowo, wyprawa, Indie, Kerala, Kochi
     Ogłoszono dzisiaj wyniki tegorocznego World Press Photo. Powinienem coś na ten temat napisać, ale jeszcze przetrawiam wyróżnione prace.

     W zamian portret kobiety spotkanej na deptaku w Forcie Kochin. Cyfrowo i w kolorze.
Indie styczeń/luty 2011. Fort Kochi.
źródło: www.sobanek.com
     Dawno, dawno temu, mój Przyjaciel zrobił mi wykład na temat postrzeganiu kadrów przez pryzmat ich formatów. Ogólnie rzecz ujmując kwadrat jest formatem kontemplacyjnym i statycznym, prostokąt zaś gadającym, narracyjnym. W zupełności się z tym zgadzam.
     Jednak chciałem te rozważania uzupełnić o jeszcze jeden detal, z którego zdałem sobie sprawę podczas ostatniego wyjazdu. Jest to pośrednio związane z formatem zdjęć, gdyż kwadrat zazwyczaj kadruję przez kominek, patrząc z góry a prostokąt powstaje po przyłożeniu aparatu do oka. I w tym leży chyba problem.
Duży kawał metalu przy twarzy staje się barierą między mną a fotografowaną osobą, krępuje ją, sprawia, że podświadomie się ustawia i pozuje. Zupełnie inaczej jest w przypadku starej, dobrej, poczciwej Bronki — nawet pozowane zdjęcia wyglądają inaczej. Dla mnie są prawdziwsze. Zawierają to „coś” co charakteryzuje w danym momencie osobę, jej nastrój, uczucia, emocje.
Być może zbyt filozofuję i próbuję usprawiedliwić się z faktu, że prostokąt mi „nie leży”, ale zobaczcie zdjęcia tylko z tego miesiąca. Kwadrat ma w sobie tę iskrę, prostokąt próbuje opowiadać.
A może niepotrzebnie staram się czegoś doszukiwać...

Sobota, 12 Lutego 2011

Zdjęcie na... sobotę.

galeria, krajobraz, trochę koloru, cyfrowo, wyprawa, Indie, długim czasem, morze, Kerala, Alappuzha
     Zdjęcia bez komentarza zazwyczaj pojawiały się w niedzielę. Dzisiaj robię wyjątek.
W sumie to trzeba być niespełna rozumu, by na taki wyjazd, targać ze sobą duży i ciężki statyw Manfrotto...
Indie styczeń/luty 2011. Alappuzha.
źródło: www.sobanek.com
Molo w Alleppey.

Niedziela, 13 Lutego 2011

Zaułek na niedzielę.

galeria, portret uliczny, trochę koloru, na błonce, wyprawa, Indie, Delhi
     Zaułek rzemieślników na zdjęciach pojawiał się już tutaj niejednokrotnie. Podczas ostatniego wyjazdu wpadliśmy tam dosłownie dwa razy. Ogrom zmian mnie jednak zaskoczył. Nie chodzi o samo otoczenie, gdyż nadal jest to ciemne, wilgotne i nie najładniej pachnące miejsce ale o ludzi tam pracujących. Po moich starych znajomych nie pozostał już niemal ślad, jedynie spawacz i sprzedawczyni garnków tkwili wciąż na swoim miejscu. Cała reszta przeniosła się gdzieś indziej.
Jednak klimat tego miejsca pozostał... I mam nadzieję, że to jeszcze długo się nie zmieni...
Indie styczeń/luty 2011. Zaułek Rzemieślników
źródło: www.sobanek.com
     Swoją drogą, mam wrażenie, że przynudzam tymi Indiami... Ale na razie brak bardziej sprecyzowanych pomysłów...

Poniedziałek, 14 Lutego 2011

Styczeń nad morzem...

galeria, trochę koloru, portret, cyfrowo, wyprawa, Indie, morze, Kerala, Alappuzha
     Bawiąc w Alleppey (Alappuzha lub Alleppi), wybraliśmy się nad morze w poszukiwaniu starego i zniszczonego mola. Izoo, postanowiła ustawić Bronkę na statywie i sfotografować plażę na długich czasach. Niestety, tłumy tubylców przewijały się tuż przed obiektywem. Nie byłoby w tym nic złego, w końcu czasy naświetlań były wystarczająco długie, by przechodnie zamienili się w niewyraźne i mgliste duchy, jednak kilku chłopców, akurat w centrum kadru, postanowiło zagrać w krykieta. Długie chwile, w których czekają na rzut na pewno utrwaliłyby ich na kliszy. I wtedy postanowiłem ich odciągnąć. Aparatem rzecz jasna. I tak oto powstała mała seria zdjęć...

     Dzisiaj część pierwsza.
Indie styczeń/luty 2011. Alappuzha.
źródło: www.sobanek.com

Wtorek, 15 Lutego 2011

Golarz z New Delhi.

galeria, portret uliczny, trochę koloru, cyfrowo, wyprawa, Indie, Delhi
     Jest to chyba najbardziej wdzięczny (zaraz po sadhu) temat do fotografowania w Indiach... Za każdym razem, gdy mijałem miejsce pracy fryzjerów miałem ochotę wyciągnąć aparat...
Indie styczeń/luty 2011. New Delhi.
źródło: www.sobanek.com

Środa, 16 Lutego 2011

293

galeria, portret uliczny, trochę koloru, na błonce, wyprawa, Indie, Delhi
     Wpis numer 293. I taki tytuł, bo żaden „normalny” do głowy mi nie przyszedł.
Ostatniego ranka naszego pobytu w Indiach wybraliśmy się do mojego ulubionego miejsca w Delhi —gurudwary Bangla Sahib. I w jej okolicach zrobiłem te zdjęcia.
A jeśli będziecie już w tych rejonach, to koniecznie odwiedźcie restauracje Bangla Food, znajdującą się niedaleko Connaught Place na Bangla Sahib Marg. Jeśli już tam będziecie to musicie spróbować channa bhature oraz pao bhaji.
Wiem, że z zewnątrz knajpka przypomina europejską sieciówkę, ale jedzenie tam przygotowywane jest naprawdę wyśmienite.
Rakesh — dziękujemy za polecenie tego miejsca!
Indie styczeń/luty 2011.New Delhi.
źródło: www.sobanek.com

Piątek, 18 Lutego 2011

Nieudane (4)

galeria, reportaż, czarno - białe, cyfrowo, wyprawa, Indie, Delhi, nieudane, kushti
     Są takie zdjęcia, że mimo ich technicznych bądź kompozycyjnych niedoskonałości, wciąż się do nich wraca. Mają w sobie to „coś” — może nasze wspomnienia danego miejsca, może skojarzenia, które najmocniej wyryły się w naszej pamięci. Ale o tym kiedyś już pisałem. Dzisiaj pokazuję zdjęcie. Nieudane.
Guru Hanuman Akhara. Old Delhi.
źródło: www.sobanek.com

Sobota, 19 Lutego 2011

Zdjęcie na niedzielę.

galeria, krajobraz, czarno - białe, cyfrowo, wyprawa, Indie, morze, Kerala, Kovalam
     Nie lubię przycinać fotografii. To chyba dopiero drugie zdjęcie z cyfry, które kadrowałem i pokazałem na blogu. Taka wakacyjna (i styczniowa) pocztówka z Kovalam.
Indie styczeń/luty 2011. Kovalam.
źródło: www.sobanek.com

Niedziela, 20 Lutego 2011

Zaułek rzemieślników.

galeria, portret uliczny, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Delhi
     Znów z mojego ulubionego miejsca w Delhi. Dawno, dawno temu pojawiło się już zdjęcie kobiety z żelazkiem. Dla mnie był to najtrudniejszy technicznie temat w Indiach. Głównie z powodu niewielkiej ilości światła docierającego na dno studni tworzonej przez wysokie, okoliczne budynki. Z drugiej strony, ciężko było mi złapać nić porozumienia z tymi kobietami, bardzo niechętnie wyrażały zgodę na to, bym kręcił się wokół nich. Z aparatem...
Indie styczeń/luty 2011. Zaułek Rzemieślników
źródło: www.sobanek.com

Poniedziałek, 21 Lutego 2011

Sklepikarz z Alleppey.

galeria, portret uliczny, trochę koloru, na błonce, wyprawa, Indie, sprzedawcy, Kerala, Alappuzha
     Takie małe uzupełnienie serii zdjęć sprzedawców, którą zaniedbałem podczas ostatnich wyjazdów...
Indie styczeń/luty 2011. Alappuzha.
źródło: www.sobanek.com

Wtorek, 22 Lutego 2011

Ginąca indyjska tradycja...

galeria, reportaż, trochę koloru, cyfrowo, wyprawa, Indie, Delhi, kushti
     Kilka razy pisałem już o tym, że kushti — tradycyjne zapasy indyjskie, stają się powoli reliktem przeszłości. Wypierają je zachodnie metody treningowe, nowoczesny sprzęt i maty. Podczas mojej ostatniej wizyty w akharze Guru Hanuman przywitał mnie właśnie taki obrazek.
Guru Hanuman Akhara. Old Delhi.
źródło: www.sobanek.com
I nie ukrywam, że zmotywowało mnie to do dalszej pracy nad tematem. Dopóki mi nie umknie...

Środa, 23 Lutego 2011

I znowu zaułek...

galeria, portret uliczny, trochę koloru, na błonce, wyprawa, Indie, Delhi
     Jako, że cierpię na niemoc twórczą, po raz kolejny zamieszczam zdjęcie z mojego ukochanego miejsca w Delhi — „Zaułku Rzemieślników”.
Indie styczeń/luty 2011. Zaułek Rzemieślników
źródło: www.sobanek.com

Czwartek, 24 Lutego 2011

300!

trochę tekstu, galeria, portret uliczny, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Delhi
     Trzechsetny wpis na blogu. Niewiele ponad dwa lata temu, gdy zaczynałem publikować, na własnym internetowym poletku, teksty i wpisy nie sądziłem, że wytrwam tak długo. I, że w ciągu tego okresu będzie mi dane zdobyć tak duże zainteresowanie — ponad 400 wizyt dziennie, 781 komentarzy zostawionych przez prawie dwustu Gości. Fotograficzny Blog Roku 2009. Kilka setek zdjęć. Kilkadziesiąt osób subskrybujących kanał rss bloga. I kilkanaście podlinkowań na innych blogach...
Nie ukrywam, że jest miłe jest Wasze zainteresowanie moją pasją... I, że daje kopa do dalszej pracy nad tym, by blog stał się jeszcze bardziej interesujący.

     Ostatnimi czasy, czarno — białe zdjęcia pochodzące z analoga pojawiają się rzadko. Przyczyna jest prozaiczna: podczas wywoływania popełniłem fatalny błąd i do ściągania wody, z bardzo delikatnej emulsji Neopana, użyłem szczypców Jobo. Przez to negatywy są tak niesamowicie podrapane, że obraz na nich przypomina zdjęcia robione w czasie oberwania chmury. Za każdym razem, gdy je przeglądam, aż się gotuję ze złości na własną bezmyślność. A plamkowanie fotografii w rozmiarze bliskim 10000 na 10000 pikseli to koszmar. Gdyby nie tablet (Izoo dziękuję!) to pewnie nawet bym się za to nie zabierał...
     Ok, koniec marudzenia — zdjęcie zrobiłem na zazwyczaj tłocznym Pahar Ganj, niedaleko "krowiego parkingu", przed niewielka świątynią. W porze, gdy większość turystów przewraca się dopiero na drugi bok. Chłopiec sprzedawał kwiaty używane przy porannej pudźy.
Sytuacja przypominała tę, którą pokazałem Wam we wpisie Zaułek rzemieślników z lipca 2010 roku. I chyba dlatego zrobiłem to zdjęcie.
Indie styczeń/luty 2011. New Delhi.
źródło: www.sobanek.com
Pahar Ganj wcześnie rano.

Sobota, 26 Lutego 2011

Brak jednolitości...

trochę tekstu, galeria, reportaż, czarno - białe, trochę koloru, cyfrowo, Indie, Delhi, kushti
     Kurcze, mam problem. A wszystko bierze się z mojego podejścia do zdjęć cyfrowych. Ale po kolei.
Powoli zbliża się wystawa moich zdjęć kushti. A ja w dalszym ciągu nie potrafię zapanować nad ujednoliceniem kolorystyki i tonacji fotografii. Gorzej — część zdjęć widzę tylko w czerni i bieli, zaś niektóre fascynują mnie kolorem. Oczywiście całą winę zwalam na cyfrę, bo w analogu nie mam takich dylematów — robię zdjęcie, wywołuję, skanuję i mam gotowe. A w przypadku plików RAW zaczyna się kombinowanie. A może pobawić się krzywymi? Dotknąć saturacji? Podciągnąć kontrast? A może pobawić się krzywymi? Może poziomami? A co z saturacją? Po kilku minutach robię kilkanaście wersji tego samego zdjęcia, które różnią się także wydźwiękiem. I zaczyna się wybieranie, oglądanie, porównywanie... A przez to seria, która miała być spójna nie tylko tematycznie, zaczyna mi się „rozjeżdżać”...
Chyba na następny wyjazd zapakuję po prostu kilka rolek Provii i machnę ręką na cyfrę... Tylko, że jeśli chodzi o jakość zdjęć (ostrość, rozmiar ziarna, odwzorowanie kolorów, rozpiętość tonalna, reprodukcja detali) to canonowa cyfra zdecydowanie wygrywa z moimi ulubionymi slajdami... Ech...
Indie styczeń/luty 2011.Guru Hanuman Akhara.
źródło: www.sobanek.com