Ale...

o co chodzi?
  •       „Nie tworzę prac wybitnych, mam świadomość własnej niedoskonałości i popełnianych błędów, nie oczekuję więc pochwał i wysokich not.
    Wystawiam fotografie.
          Chcę podzielić się swoim spojrzeniem na Świat i cieszyć radością innych z ich oglądania. Życzę sobie stałego twórczego niezadowolenia z wykonanych zdjęć. Dlaczego? Bo tylko ono jest gwarancją robienia coraz lepszych.”
  • za Hardnut'em

Archiwum[spis treści]

ostatnie komentarzenajczęściej komentowane
  1. Didimos — Podoba się. Indie mnie pociągają i jednocześnie się ich boję. Takich Indii boję...
  2. Didimos — Pierwsze Twoje kolorowe, które do mnie gada.Pewnie przez ten szalony bokeh. Yes, I know...
  3. Sukesh — All the best
  4. Julia — Bardzo podobają mi się podobają zdjęcia zawarte na filmie, aż serce rusza. Pozdrawiam...
  5. Franek — Uwielbiam Pana zdjęcia, są po prostu świetne. Od wielu lat śledzę tego bloga i staram...
  6. Tomek — Miejsce niemal idealne. Zdjęcie super.
  7. Anettt — Świetne jest.
  8. Bartosz — Dziękuję :) Miło mi to czytać :)
  9. Piotr — I tego właśnie szukam w fotografii. Zachwytu nad drobiazgami. Cz/b takiego efektu by...
  10. Bartosz — Już niedługo na blogu :)

Zobacz wszystkie...

SŁOWA KLUCZOWE

Środa, 30 Września 2009

Nie taki diabeł straszny, czyli kilka słów o pociągach...

Indie, Nepal, pociąg, trochę tekstu, wyprawa
     Bez problemu znaleźliśmy odpowiedni peron. Na tablicy świetlnej odczytaliśmy niewielkie opóźnienie, które chwile później ogłoszone zostało przez megafony. I to zarówno w hindi jak i piękną, niemalże londyńską angielszczyzną. Jednak kolej indyjska, mimo swego ogromu stanowi doskonały i prężnie działający organizm.
     Kolejny odwiedzany dworzec w Indiach masą bodźców atakował zmysły. Wszystkiego zbyt wiele, wszystko zbyt kolorowe, zbyt pachnące, zbyt tłoczne. Ludzie śpiący na pośpiesznie wyrwanym innym kawałku dworcowej podłogi, uprzednio dokładnie przykrytej resztkami kartonowych pudeł i wielobarwnymi kocami. Ciemnymi zaułkami pod obryzganymi czerwonymi plwocinami ścianami, przebiegają w poszukiwaniu resztek jedzenia, szczury.



     Owoce palmy betelowej, bo to one powodują charakterystyczne zabarwienie śliny, żuje na Świecie więcej osób, niż pije alkohol i pali tytoń. W Indiach, nawet w najbiedniejszych rejonach, które dane mi było odwiedzić, znajduje się sklepik gdzie można kupić kawałek orzecha areka zmieszany z wapnem, tytoniem i zawinięty w kawałek starej gazety — „paper—tobacco paan”. Odpowiednio ugnieciony pakunek wkłada się miedzy zęby a policzek. Tytoń pali żywym ogniem, orzecha rozgryźć nie sposób. Trzeba jak najszybciej się tego pozbyć, wypluć wzbierającą w ustach ślinę pozostawiając lekką euforię i przypływ energii.
W wersji ekskluzywnej zamiast gazety używa się świeżych liści i specjalnych mieszanek, które sprawiają, że orzeźwienie rozlewa się gęstą feerią smaków.



     Oczywiście zjawiają się również żebracy. W najbardziej przerażającym dla nas, skażonych Europą rodzaju — z kończynami zdeformowanymi przez polio, ludzie ze śladami po trądzie. Wzdrygam się po raz kolejny czując dotyk dłoni—łapy człowieka poruszającego się na czworakach. Każda jego kończyna jest pod innym, dziwnie owadzim kątem. Zrogowaciałą na kolanach i łokciach skóra sunie po szorstkim betonie peronu.
— Nie Przyjacielu, nie mogę dać Ci nawet kilku rupii. Chociaż chciałbym. Nie mogę, gdyż nie uwolnię się od podobnych Tobie kalek. Odejdź proszę. Nie torturuj już, błagam, mojego sumienia — powtarzam do niego po polsku.
     Nie analizować. Nie zastanawiać się. Zaakceptować. To nie mój kraj, nie moja kultura. Przeklęte sumienie odzywa się jednak i wędrując do wagonu między prowizorycznymi posłaniami kupuję mu kilka samos. Głupia próba uspokojenia sumienia. Nic nieznacząca egoistyczna kropla w całym morzu niesprawiedliwości.



     Po raz kolejny okazało się, że jesteśmy dla Hindusów atrakcją — stają wokół nas, szepczą między sobą. Obserwują. Wodzą wzrokiem za każdym naszym gestem. Nieśmiało odpowiadają uśmiechem na każdy przyjazny gest z naszej strony. Do czasu. Reklama emitowana na wielkich ekranach dobiega końca. Zaczyna się kolejny film. Nic już nie jest dla naszej widowni ważne. Ruch mas ludzkich niemalże zamiera a my nagle przestajemy być głównym punktem programu. I całe szczęście. Nasz pociąg właśnie zaczyna się ospale wtaczać na peron. Szybko znajdujemy nasz wagon, przy którego wejściu znajduje się imienna lista pasażerów posiadających miejscówki.
     Kolejny nocny przejazd, po raz kolejny wagon klasy sleeper otwiera przed nami swoje podwoje.
— Wybacz stary, ale to ja mam rezerwację na to miejsce. To ja będę wygniatał obitą skajem leżankę przez najbliższe kilkanaście godzin wsłuchując się w szum wentylatorów, który niewiadomo kiedy przechodzi w gwizd powietrza za zakratowanym oknem.



     W pewne niedzielne popołudnie, jeszcze przed wyjazdem usiadłem nad planem naszej podróży i zacząłem analizować trasę szczególną uwagę zwracając na przejazdy i przede wszystkim czasy ich trwania, między kolejnymi lokacjami. Z każdą zaznaczoną na kartce godziną, każdą setką kilometrów, coraz bardziej w mojej głowie budował się obraz podróży polegającej na ciągłym przemieszczaniu się.
     Zdawałem sobie sprawę, że Indie, zajmujące większość subkontynentu indyjskiego są krajem ogromnym i takie też są odległości do pokonania, ale co innego widzieć suchą liczbę a co innego uzmysłowić sobie, że ta liczba to kilkanaście godzin w pociągu.
     Atmosferę przed wyjazdem dodatkowo podgrzały relacje i opinie wyczytane na różnych forach internetowych i blogach. O tym, że kogś okradli, że brudno, że śmierdzi, że karaluchy i cała masa robactwa.
Masa niestworzonych historii.
     Typowa klasa, jaką się poruszaliśmy 2nd class sleeper (first class sleeper'a w ciągu trzech tygodni nie dane mi było zobaczyć — miejscowa legenda głosi, że jest tam klimatyzacja) może nie jest szczytem piękna, ale jest wygodna i ciekawa. Wagon bez przedziałów, z boksami, w których znajduje się sześć leżanek, po trzy na obu ścianach „przedziału” i dwie kolejne wzdłuż ściany wagonu. W dzień istnieje możliwość złożenia środkowej, która automatycznie tworzy oparcie miejsca do siedzenia. Nad głową trzy, osłonięte wiatraki wystarczające by zmniejszyć upał. Zakratowane okna, mają chronić przed złodziejami, ale dla mnie to raczej ochrona nieostrożnych podróżnych przed dekapitacją.
     W trakcie przejazdu na trasie Agra — Varanasi trafiło mi się chyba najlepsze miejsce: dolna półka wzdłuż ściany wagonu. Można otworzyć okna dostarczając sobie niezbędną ilość chłodzącego powietrza a do tego umożliwia podziwianie widoków. A wierzcie mi — jest na co patrzeć!



     Hindus bez szemrania, w końcu to ja mam na nie bilet, ustępuje mi miejsca. Szybka akcja z chowaniem pod leżankę bagażu i spinanie go łańcuchem — lepiej dmuchać na zimne. Przed oknem przewijają się tłumy sprzedawców jedzenie (przepyszne samosy!) i napojów (spróbowanie czaju nalewanego do indyjskich jednorazowych kubków z niewypalanej gliny jest wręcz koniecznością!).
     Ruszamy powoli... Potwornie długi skład majestatycznie wyjeżdża ze stacji... Pośpieszne ostatnie zakupy i można wyciągnąć się na cudownie wygodnej leżance... Na najbliższe kilkanaście godzin.



     Osobiście uważam, że dopiero podróżowanie lokalnymi środkami transportu, z tubylcami, w typowych warunkach pozwala zobaczyć Indie i poznać Hindusów. To właśnie tam skraca się dystans, jakim oddzielają się od nas. Są mili, sympatyczni, otwarci, ciekawi. A jednak czuje się pewną barierę. A ta znika w trakcie wielu godzin spędzonych razem w zakratowanym pudełku na kółkach. Jest to jedna z niewielu okazji na poznanie Hindusów i bez tej możliwości nie można nawet próbować poznać Indii. Można je tylko zobaczyć.
     O samych wydarzeniach z pociągu, znajomościach, rozmowach napisze już innym razem. Nie chce przedłużać i tak już niekrótkiego wpisu.

I na koniec garść suchych faktów:
  1. Państwowe koleje indyjskie tworzą największy na świecie system, obejmujący w sumie ponad 100 tys. km torów. Przewożą rocznie ponad 11 mln pasażerów, zatrudniają 1,65 mln osób. Dziennie po torach porusza się około 11 tys. pociągów.
  2. Sieć torów, w jej pierwotnej wersji, zbudowali jeszcze Brytyjczycy. Obejmuje ona swoim zasięgiem wszystkie większe miasta Indii. Stale rośnie liczba przewożonych towarów i osób.
    Mimo to infrastruktura oraz tabor pamiętają jeszcze okres kolonialny.
  3. Należy liczyć się ze spóźnieniami! Ja zakładałem 1—1,5h spóźnienia na każde 10h jazdy.
  4. W pociągu można kupić niemalże wszystko, co jest niezbędne w podróży. Nie ma potrzeby robienia zapasów na drogę.
  5. Należy zapomnieć o istnieniu czegoś takiego jak toaleta western style!
  6. I na koniec trochę przerażających danych: rocznie koleje indyjskie odnotowują 300 wypadków. Najtragiczniejszy w skutkach miał miejsce w 1981 r., gdy pociąg przejeżdżający przez most w stanie Bihar został zdmuchnięty przez tornado. Zginęło wówczas 800 osób. Okna w pociągach są tutaj zakratowane, ma to zapobiegać kradzieżom, utrudnia jednak wydostanie się ofiarom z wagonu w przypadku katastrofy.
Malczer
 
01 Października 2009 13:43
Czytam, czytam, czekam na zdjęcia :)...
01 Października 2009 17:53
Cieszę się, że nie tylko czytasz ale też pozostawiasz ślad po sobie :)
Do do zdjęć - mamy już monitor więc powinno coś ruszyć. Niestety kompletnie nie jestem w stanie skalibrować go ręcznie (po co mi był monitor szerokogamutowy!!). Zatem jeszcze chwila - aż wybiorę kalibrator.
Ale skany wyglądają obiecująco :)
Malczer
 
01 Października 2009 18:46
Czytam. Tekst jest na tyle sugestywny, że obrazy przesuwają się przed oczyma. Nawet zdjęcia nie są potrzebne (żartuję oczywiście, zdjęcia obejrzę z ogromną przyjemnością). Jeśli zaś chodzi o monitor, ustawisz go na oko, i będzie dobrze, a z oglądających i tak każdy ma inaczej. I dobrze wiem, co piszę. Mam dwa LCD w pracy (jeden z nich kalibrowany, bo drugi - noname - służy tylko do podglądu), a w domu CRT, też kalibrowany - oba tym samym kalibratorem. I... obraz różni się. Może nieznacznie, ale jednak się różni. Dasz radę :)...
loosi
 
02 Października 2009 09:07
Nie potrzebujesz uwierzytelniających zapewnień, że to z piszesz jest interesujące, ciekawie i ... pięknym językiem , zapomnianym już , niestety , nawet przez tych , którzy mają się za profesjonalistów i takowymi powinni byc,\"przemawiając\" nim do tzw. ludu, by On mógł kształcic swój, uważnie biorąc przykład i doskonalic go.
Pisz dalej, cześciej, jutro weekend :-))

I jeszcze , żebym mogła tak się odnieśc do nałogu ...ale jak wczesniej pisałam, wierzę, że w niedługim czasie to się stanie.
02 Października 2009 23:53
Niestety sprawa z monitorem nie jest taka prosta - muszę okiełznać rozszerzony gamut bo w przeciwnym wypadku barwy będą dalekie od rzeczywistych :(
08 Października 2009 14:23
Dzień dobry,
kiedy mi powiedziano, nie chciałem wierzyć...a jednak.
Cytując cudze myśli in extenso wypada przytoczyć autora, a cytat wziąć w cudzysłów. To tak a propos moich myśli przytaczanych tutaj i w blogu na plfoto. Aktualnie każdy odczytuje je jako przemyślenia autora strony.
pozdrawiam
Zbigniew Szyłański
08 Października 2009 14:48
Najmocniej Pana przepraszam. Nie wiedziałem, kto jest autorem przemyśleń zaczynających się od słów "Nie tworzę prac wybitnych (...)". W Sieci funkcjonował on "anonimowo". Już likwiduję wpis na plfoto, a na blogu opatruję stosownym podpisem, prosząc o wybaczenie...
Pozdrawiam

Powiązany wpis