Ale...

o co chodzi?
  •       „Nie tworzę prac wybitnych, mam świadomość własnej niedoskonałości i popełnianych błędów, nie oczekuję więc pochwał i wysokich not.
    Wystawiam fotografie.
          Chcę podzielić się swoim spojrzeniem na Świat i cieszyć radością innych z ich oglądania. Życzę sobie stałego twórczego niezadowolenia z wykonanych zdjęć. Dlaczego? Bo tylko ono jest gwarancją robienia coraz lepszych.”
  • za Hardnut'em

Archiwum[spis treści]

ostatnie komentarzenajczęściej komentowane
  1. Didimos — Podoba się. Indie mnie pociągają i jednocześnie się ich boję. Takich Indii boję...
  2. Didimos — Pierwsze Twoje kolorowe, które do mnie gada.Pewnie przez ten szalony bokeh. Yes, I know...
  3. Sukesh — All the best
  4. Julia — Bardzo podobają mi się podobają zdjęcia zawarte na filmie, aż serce rusza. Pozdrawiam...
  5. Franek — Uwielbiam Pana zdjęcia, są po prostu świetne. Od wielu lat śledzę tego bloga i staram...
  6. Tomek — Miejsce niemal idealne. Zdjęcie super.
  7. Anettt — Świetne jest.
  8. Bartosz — Dziękuję :) Miło mi to czytać :)
  9. Piotr — I tego właśnie szukam w fotografii. Zachwytu nad drobiazgami. Cz/b takiego efektu by...
  10. Bartosz — Już niedługo na blogu :)

Zobacz wszystkie...

SŁOWA KLUCZOWE

Wtorek, 06 Października 2009

Pociąg - część trzecia. Pierwsze namaszczenie.

Indie, Nepal, pociąg, Sadhu, trochę tekstu, wyprawa
     Pociąg do Varanasi. Po poprzedniej, piekielnej nocy w Agrze, w trakcie której od zmroku do świtu, z przerażającą, trzydziestominutową regularnością byliśmy budzeni przez puszczane z charczącej taśmy wrzaski muezina, padam bezwładnie na środkową leżankę. Ostatnim wysiłkiem owijam paski plecaka wokół nogi — by nie kusić losu — i odpływam. Śnią mi się koszmary z wąskimi, ciemnymi, pełnymi krów uliczkami, przez które przedzieram się z całych sił rozpychając zatęchłe i gęste powietrze.
Miasto to okazało się ze wszech miar realne. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, do niego zmierzaliśmy.
     Z ulgą witam pierwsze promienie Słońca wyrywające mnie z tego zaklętego miasta mar. Za chwilę dołącz do mnie nieznośny ból głowy, efekt wyjących nad uchem wiatraków. Kolejny ibuprofen na pusty żołądek. Popity zleżałą, ciepłą wodą.
     Trzeba się ruszyć, rozprostować nogi i dać wytchnienie odgniecionym na twardej pryczy plecom. Cicho, by nikogo nie zbudzić zsuwam się z tego miejsca tortur, na którym spędziłem kilka ostatnich godzin.
— Hare Om Baba — rzucam do siedzącego na podłodze przedsionka sadhu. Chyba nie rejestruje mojej obecności. Nieprzytomne, przekrwione oczy przesuwają się po mnie nie zauważając moich prób nawiązania rozmowy. Splątane w dredy włosy opadające na kark, rozmazany symbol Śiwy na czole, trójząb oparty o ramię. Po całonocnej modlitwie, w której przez chwilę mogłem uczestniczyć, połączonej z paleniem potwornie mocnego haszu każdy ma prawo do chwili odpoczynku.
     Siadam, targany podmuchami powietrza w otwartych drzwiach. Narasta upał. Na horyzoncie pojawiają się chmury zwiastujące ulewy spóźnionego i tak wyczekiwanego w tym roku monsunu. W dolinie Gangesu rozpoczyna się okres zasiewów. Kolorowo ubrane kobiety płyną polami z ogromnymi koszami na głowach. Pojawiają się wozy ciągnięte przez ogromne, rogate bawoły. Rolnicy, niosący na ramionach coś, co dla mnie było skrzyżowaniem łopaty z motyką, przy samych torach czekają na przejazd pociągu. Eksplodująca zielenią roślinność ciągnie się aż po horyzont.W słuchawkach zaczął się kawałek Smolika. Pęd wiatru próbuje go zagłuszyć, targa moim ubraniem.
     Kątem oka zauważam ruch. Sadhu chyba już doszedł do siebie i stoi nade mną. Uśmiecha się. Szybkim ruchem z zakamarków płachty materiału, którą jest owinięty wyciąga garść popiołu. Sypie mi go na głowę, robi linie na czole. Pokazuje, że resztkę mam wziąć do ust. Jak zahipnotyzowany robię co każe. Pierwsze namaszczenie.
Nie zauważam, gdy zatrzymujemy się na stacji. Baba podaje mi ni to bułkę, ni samosę. Uśmiecha się i zeskakuje na peron.
     Siedziałem jak zamurowany. I wtedy zaczęło do mnie docierać, że się zaraziłem. Że będę musiał wrócić. Nie jako turysta, nawet nie jako travellers.
A Benares dopiero było przede mną.

PS

     Wracam do Indii. Co prawda na krótko — zaledwie 12 dni ale jednak. 10tego listopada wsiadam w samolot do Delhi. I już doczekać się nie mogę.
karolina
 
06 Października 2009 14:38
Masz niesamowity dar słowa, aż chce się czytać Twoje opowieści. Teraz niecierpliwie czekam nie tylko na fotki, ale także na kolejne odcinki indyjskich wspomnień.

Oby tak dalej!
Agnieszka
 
06 Października 2009 15:01
Pięknie piszesz, brak mi słów.
Oby Tobie ich nigdy nie zabrakło :)
loosi
 
06 Października 2009 15:04
Właściwie żaden komentarz nie jest w stanie odzwierciedlić tego co się odczuwa czytając Ciebie. Każdy fragment Twojej realacji pobudza i maluje w wyobraźni rzeczywiste obrazy miejsc, ludzi, zdarzeń , których Ty byłeś świadkiem.
Hmm

Powiązany wpis