Ale...

o co chodzi?
  •       „Nie tworzę prac wybitnych, mam świadomość własnej niedoskonałości i popełnianych błędów, nie oczekuję więc pochwał i wysokich not.
    Wystawiam fotografie.
          Chcę podzielić się swoim spojrzeniem na Świat i cieszyć radością innych z ich oglądania. Życzę sobie stałego twórczego niezadowolenia z wykonanych zdjęć. Dlaczego? Bo tylko ono jest gwarancją robienia coraz lepszych.”
  • za Hardnut'em

Archiwum[spis treści]

ostatnie komentarzenajczęściej komentowane
  1. Didimos — Podoba się. Indie mnie pociągają i jednocześnie się ich boję. Takich Indii boję...
  2. Didimos — Pierwsze Twoje kolorowe, które do mnie gada.Pewnie przez ten szalony bokeh. Yes, I know...
  3. Sukesh — All the best
  4. Julia — Bardzo podobają mi się podobają zdjęcia zawarte na filmie, aż serce rusza. Pozdrawiam...
  5. Franek — Uwielbiam Pana zdjęcia, są po prostu świetne. Od wielu lat śledzę tego bloga i staram...
  6. Tomek — Miejsce niemal idealne. Zdjęcie super.
  7. Anettt — Świetne jest.
  8. Bartosz — Dziękuję :) Miło mi to czytać :)
  9. Piotr — I tego właśnie szukam w fotografii. Zachwytu nad drobiazgami. Cz/b takiego efektu by...
  10. Bartosz — Już niedługo na blogu :)

Zobacz wszystkie...

SŁOWA KLUCZOWE

Piątek, 06 Listopada 2009

Sprzedawcy. Część druga. Z powrotem w Delhi.

czarno - białe, Delhi, galeria, Indie, na błonce, Nepal, sprzedawcy, trochę tekstu, wyprawa
     Czas robi swoje. Wspomnienia się zacierają. Kolejne skanowane klatki próbują wydobyć z mgły niepamięci historie towarzyszące ich powstaniu...
     Ostatni dzień wyjazdu. Powrót ze stolicy Nepalu — Kathmandu do Delhi minął nadzwyczaj spokojnie. Chociaż nieustanne kontrole na nepalskim lotnisku mogły doprowadzić do szału — szczególnie gdy na stopniach schodów prowadzących do samolotu celnik po raz kolejny każe otwierać plecak i tłumaczyć się z całej masy rzeczy. Od opakowania na okulary począwszy, na filmach średnioformatowych (wyglądających ja miniaturowe laski dynamitu) skończywszy.
     Delhi powitało nas ciężkim od wilgoci upałem, od którego zdążyliśmy już odwyknąć w Kathmandu. Ponoć wczoraj dopiero przestało padać.
— Pahar Ganj. Main Bazar, maj friend — rzucamy kierowcy ładując się do, mającego lata swej świetności za sobą, Ambasadora. Rozparty na tylnym siedzeniu śledzę widoki za oknem, sycąc się każdą chwilą, każdym widokiem. Uśmiech nie niknie z mojej twarzy, podobnie jak nie mogę pozbyć się dziwnego uczucia radości powrotu do domu. Indie zabrały jakąś cząstkę mnie wypełniając ją czymś lepszym. Zdjęły kilka cegieł z bagażu, który uzbierał mi się przez te wszystkie lata. Pokazały, że istnieje inny świat.
     I jesteśmy. Tłum kłębiący się w mekce backpackersów już nie przeraża. Stał się czymś naturalnym, niezauważalnym. Ze śmiechem wspominamy pierwsze dni, gdy tonęliśmy w nim, gubiliśmy, gdy męczył, przerażał i fascynował jednocześnie. Pływamy teraz w nim, poruszamy się wykorzystując każdy wir do przyspieszenia, zmiany kierunku. Nie napawają strachem trąbiące ciężarówki, przeciskające się samochody, riksze, rowery, tragarze. Lawirujemy między nimi, objuczeni plecakami cięższymi o kilka kilogramów pamiątek, przeciskając się do hotelu, w którym rezydują ludzie z naszej grupy, którzy jak i my wylatują następnego dnia do Polski.
     Nie chcę tracić ani minuty z tego ostatniego dnia w Azji. Prysznic po podróży? A po co? Przecież nie jest tak gorąco. Aparat na szyję, kilka filmów do kieszeni i możemy zbiegać po schodach.
     Krążę wokół dziewczyn robiących ostatnie zakupy. Łapię kadry. Już bez oporów przed fotografowaniem napotkanych ludzi. Średnioformatowa Bronka jest małą sensacją, ale dzięki niej łatwo też przełamać lody. Szczególnie, gdy pokaże się świat rysowany na matówce.
     W pewnym momencie spostrzegłem chłopca, który chodził za mną krok w krok. Co więcej, starał się znaleźć w każdym kadrze który robiłem. Nieśmiałością odpowiada na każdy mój uśmiech i gest, którymi zapraszam go by podszedł. Nic z tego. Nadal zatrzymuje się kilka metrów ode mnie, spuszcza głowę, splata dłonie, udaje, że kopie właśnie jakiś kamień. A ja wciąż widzę jego uważne oczy rejestrujące każdy mój gest.
Mam! Już wiem o co chodzi! Wskazuję palcem najpierw na aparat a później na niego. Bingo! Uśmiech rozpromienia jego twarz. I momentalnie gaśnie gdy tylko pochylam głowę nad kominkiem aparatu. No tak, przecież nie może wyglądać jak jakiś dzieciak, musi przyjąc pozę odpowiadającą jego wiekowi, musi wyglądać jak prawdziwy mężczyzna. Dusząc się ze śmiechu wyzwalam migawkę. Jej stłumiony dźwięk wyrywa chłopca z bezruchu i przywraca mu jego młody wiek. Uśmiecha się szeroko, odwraca i ucieka. Pewnie do innych, ważniejszych i bardziej dorosłych zajęć.

     Nie pokażę Wam, niestety tamtego zdjęcia. Nie potrafiłem zagrać odpowiednio kadrem, pozbyć się masy przeszkadzajek, nie pasowało mi światło. Zrobiłem tamtą fotografię tylko po to, by móc sprawić mu odrobinę frajdy.To, które dzisiaj publikuję, moim zdaniem rzecz jasna, lepiej oddaje charakter tej niewypowiedzianej prośby o zdjęcie.
czarno - białe,Delhi,galeria,Indie,na błonce,Nepal,sprzedawcy,trochę tekstu,wyprawa
Sprzedawcy - New Delhi

PS

     A miałem dzisiaj żegnać się z Izoo i przygotowywać psychicznie do jutrzejszego wylotu... Spakowany plecak miał leżeć w przedpokoju... I nic z tego... Niestety...
Pozostaje mi tylko oglądać przywiezione zdjęcia i próbować sprawić, by jak najwięcej z nich pozostało w mojej głowie...
07 Listopada 2009 14:48
rozumiem, że to ten chłopczyk, co zza pleców sprzedawcy zerka :)
08 Listopada 2009 16:03
Piękna historia, znakomite zdjęcie

Powiązany wpis